Ciekawe życie - Córeczka
Aldona, studentka trzeciego oku Architektury krajobrazu, siedzi przy stole w akademiku i szuka ogłoszeń o pracę. Ma dość wyrywania chwastów w tunelach ogrodników. Nie brakuje jej pieniędzy na podstawowe opłaty, ale chce ładnie ubierać się. Wchodzi do pokoju jej współmieszkanka Zosia i pyta czy już coś znalazła.
Tak mam sprzątanie trzy razy w tygodniu. Też brudna robota, ale nie trzeba się aż tyle schylać i tylko dwie godziny pracy. Pieniądze też większe niż u ogrodnika.
Jutro idę na rozmowę. Zosia mówi, pójdę z tobą, bo nie wiadomo z kim będziesz mieć do czynienia. Znalazłyśmy w ogłoszeniu numer telefonu i zadzwoniłam. Odezwał się mężczyzna i podał adres, pod którym będzie nas oczekiwał. I już tam jesteśmy. Uzgodnił ze mną stawkę za metraż i też wysokość stawki za ewentualne generalne sprzątanie raz w miesiącu. Zgodziłam się, bo mogę to robić w soboty, kiedy go nie będzie w domu. Dostałam klucze, bo jego w tym czasie nie będzie, wyjeżdża w teren. Wziął ode mnie tylko dane osobowe i adres pod którym aktualnie mieszkam. To w celu zabezpieczenia mieszkania i możliwość wpłaty za wykonana usługę.
To samotny mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Kawaler czy po rozwodzie tego nie wiem, ale mnie nie obchodzi jego stan cywilny. Jest bardzo przystojny, wysoki i bardzo ładny, jednak mnie interesuje głównie praca, bo i tak na mnie mało kto zwraca uwagę. Zosia mówi, że pomimo mojego średniego wzrostu /160/ cm, możesz poderwać nie jednego mężczyznę, bo jesteś bardzo ładna i zgrabna, czego nie widać pod byle jakim uczesaniem i sukniach workowatych.
To ona mnie zmobilizowała, bym znalazła jakąś pracę i miała pieniądze na ładne rzeczy. Zaczynam sprzątanie od nowego tygodnia. To dość duże mieszkanie, położone w ładnej dzielnicy, znajduje się na drugim piętrze. Jest winda, ale ja idę schodami, bo muszę utrzymać szczupłą sylwetkę. Nie mogę być mała i jeszcze gruba. W mieszkaniu są trzy pokoje i gabinet. Jest też ładna duża kuchnia, spiżarnia, łazienka i piękny przedpokój. Będę miała co przez dwie godziny robić, bo widzę, że to pedant. Wszystko ma ładnie poukładane na biurku. W zlewie w kuchni jest pusto, czyli myje na bieżąco, a w łazience też wszystko na swoim miejscu.
Zabrałam się chętnie do sprzątania, bo musi być po mnie błysk, żeby wiedział za co mi płaci. W międzyczasie odmrażam lodówkę, bo za dużo lodu się nagromadziło, a lodówka prawie pusta. Czy on jest na diecie? Co mnie zresztą obchodzi czym się żywi. W międzyczasie znalazłam schowek, gdzie wszystko jest, co potrzebne do sprzątania. Pracuję już półtorej godziny, a końca nie widać. Muszę się bardziej sprężać, żeby zdążyć w dwóch godzinach, bo później mam wykłady. Zosia mi mówi, że pomoże mi w generalnych porządkach, ale jej dziękuję, bo w soboty mogę cały dzień sprzątać. Dobrą mam tą przyjaciółkę, chociaż ona twierdzi, że to byłby rewanż za pomoc w nauce. Nie chce mnie wykorzystywać. Dla mnie to nic trudnego pomagać innym, ale ona twierdzi, że za bardzo ją w tym inni wykorzystują. To, że jesteś bardzo zdolna, to nie znaczy, że leniom masz pomagać. Już mi mówiła, że powinnam pomagać, ale za opłatą, wtedy nie musiałabyś szukać pracy. Może i ma rację, ale teraz to trudno zmienić.
I tak biegam uczelnia, akademik, mieszkanie. Mam już pierwszą wypłatę. Pan poczekał na mnie nim przyjdę, dał pieniądze i zniknął. Co tydzień robi mi wypłatę, bo nigdy nie wiadomo, czy nie znudzi mi się sprzątanie, tak mi powiedział. Nie pytam dlaczego tak sądzi, bo prawie w ogóle nie rozmawiamy. Czasem przychodzi, jak jeszcze sprzątam, ale idzie do gabinetu i tam coś robi.
Jest chyba prawnikiem, bo księgozbiór to książki traktujące o prawie albo nauczycielem akademickim. A niech będzie kim chce być, nic mi do tego, ja mam tylko sprzątać.
Już zaliczyłam większość przedmiotów i mam wolne. Pojechałabym do domu, ale uwiązana jestem sprzątaniem u pana. Zapytam go, czy mogłabym w jednym tygodniu nie przyjść, bo chciałabym pojechać do rodziców, od października nie byłam w domu. Święta spędziłam u Zosi, bo bliżej uczelni, a był siarczysty mróz na daleką podróż z przesiadkami. Pan powiedział, że mogę nie przyjść, bo za tydzień się na kurzu nie przewróci. Ucieszyłam się, a on wręczył mi jeszcze kopertę z pieniędzmi na prezenty dla rodziców. To premia za dobre sprzątanie. Podziękowałam i pobiegłam się spakować, by dzisiaj jeszcze pojechać. Zrobię rodzicom niespodziankę, no i prezenty przywiozę.
Rodzice bardzo się ucieszyli widząc mnie, a brat to mnie aż wyściskał. Mówi, że tęsknił za mną, nie ma nawet z kim narozrabiać. On ma blisko uczelnię, więc codziennie dojeżdża pociągiem. Przynajmniej ma rodziców pod opieką, bo ostatnio mama narzeka na bóle stawów, to jej ulży w niektórych pracach. Marcel studiuje anglistykę na studiach dziennych i turystykę zaocznie. Jest bardzo zdolny i pracowity. On wie, że rodzicom się nie przelewa, to w każde wakacje jedzie do Anglii pracować i ćwiczy przy okazji język. Nigdy nie ma poślizgu, wszystkie egzaminy zdaje w terminach zerowych, by mieć dłuższy czas na zarabianie. Czasem już daje korepetycje uczniom z liceum i to są też niemałe pieniądze, ale daje je rodzicom. Rodzice nie potrzebują jego pieniędzy, więc mama składa mu te pieniądze. Będzie miał w przyszłości niespodziankę. Rodzice się cieszą, że mają dobre dzieci, a tyle jest lumpów wokół i tak nie wciągnęli ich w swoje środowisko. Oni mają swoje zasady i niełatwo ich czymkolwiek skusić, czy namówić na picie alkoholu.
Kiedy przyjechałam do rodziców, od razu wzięłam się za sprzątanie całego domu. Marcel mi w tym pomaga. I już pomieszczenia prawie lśnią. Mama nie może teraz tyle robić, bo jej lekarz zabronił, ale przecież ma dzieci, to wszystko zrobią. Ja od czasu do czasu w roku i w czasie wakacji, a Marcel w pozostałych terminach. Tato pracuje i zajmuje się jeszcze ogródkiem. Hoduje warzywa. To takie jego hobby, a poza tym nigdy nie lubił sprzątać, ale czysty dom mu się podoba. Ten pan, u którego sprzątam też lubi czysty dom, jak mój ojciec. Nie wszyscy mężczyźni zwracają na to uwagę. Rzadko widzą u siebie bałagan.
Wróciłam już na uczelnię, bo drugi semestr III roku będzie zajmujący. Mamy praktykę na wiosnę w terenie i wiem, jak sobie poradzę z ustalonymi godzinami sprzątania. Pewnie będę je musiała zmienić, aby tylko się pan na to zgodził, a nie podziękował mi za pracę. Jeszcze nie znam harmonogramu praktyk, więc nic na razie panu nie mówię o ewentualnych zmianach. W sobotę robię generalne sprzątanie mieszkania, ale pan się nie wyniósł, tylko pracuje w gabinecie. Powiedział tylko, żebym sprzątała go na końcu. I tak zrobiłam. Mniej więcej po dwóch godzinach wszedł do kuchni i robi kanapki. Wyniosłam się wtedy do jego sypialni i tam sprzątam. Za chwilę przyszedł do mnie i mówi, żebym się poczęstowała kanapkami, bo zrobił ich więcej i napiła herbaty. Przyszłam za chwilę, a on wskazuje mi krzesło. Zjemy razem mówi, będą mi lepiej smakować w towarzystwie. Jemy i pijemy herbatę, a on w międzyczasie sonduje, jak spędziłam tydzień w domu. Opowiedziałam, że też sprzątałam dom i zaczęłam się śmiać, ale po chwili mówię, że mama ma kłopoty ze stawami, więc z bratem wysprzątaliśmy cały dom. On jest w domu codziennie, bo studiuje niedaleko i pomaga w domu, ale też za wiele czasu nie ma, bo równocześnie robi dwa kierunki studiów. To zdolny człowiek mówi pan. Nic już nie mówią, tylko zajadam kanapki, bo przyszłam sprzątać o głodzie. On tak dziwnie wpatruje się we mnie, bo wreszcie odkryłam twarz, robiąc koński ogon, by lecące włosy nie przeszkadzały mi w pracy. Wygląda pani inaczej niż zwykle. Roześmiałam się i mówię, że związałam włosy, by nie przeszkadzały mi w sprzątaniu. Po jedzeniu umyłam szklanki i talerzyki, sprzątnęłam ze stołu, a on już poszedł do gabinetu pracować. Gdy już wszędzie wysprzątałam łącznie z myciem okien, weszłam do gabinetu i zapytałam, czy mogę tutaj teraz sprzątać? Mówi, że mogę, ale wcale się nie wyniósł, tylko dalej pracuje, więc mówię, że przyjdę w poniedziałek i wysprzątam tutaj, bo nie chcę panu przeszkadzać. Nie trzeba przychodzić dodatkowo, bo jemu moje krzątanie się wcale nie przeszkadza, a na biurku jest czysto. Staram się robić wszystko cicho, żeby mu nie przeszkadzać, on jest tak zajęty, że nawet nie zauważa, że sprzątam. Dopiero kiedy włączyłam odkurzacz, to się na chwilę wyniósł.
Już wszystko posprzątałam i mówię, że znam harmonogram praktyk i nie wiem czy nie muszę zmienić godzin sprzątania. Czy zgadza się pan na to? A gdzie te praktyki będą pyta pan. My je odbywamy w terenie, bo studiuję architekturę krajobrazu. To ciekawy zawód. Zgadzam się na wszystko, bo jestem zadowolony z pani pracy. Podziękowałam i poszłam do akademika.
Zosia się cieszy, bo jedziemy obie na miesiąc praktyki do Holandii. No tak, stracę dobrze płatną pracę przez praktykę. Pytam Zosi, czy nikt nie chciał wziąć tam praktyki? Ona twierdzi, że zostałyśmy wyróżnione i dlatego dostałyśmy Holandię, jako jedyne na roku. Nic nie mówię Zosi, ale postanowiłam iść do opiekuna roku, żeby wysłał kogo innego zamiast mnie. Muszę mu przedstawić jakieś argumenty, że nie mogę tam jechać. W poniedziałek poszłam do dziekanatu, by porozmawiać z opiekunem praktyk. Nie robił mi trudności, ale jako najlepsza studentka nie powinnam rezygnować z takiej okazji. Może jeszcze polecieć pani na następny rok, usłyszałam, jeśli dalej będzie miała najlepsze oceny. Warto skorzystać. Dostałam w zamian praktykę w tym samym mieście, co uczelnia, to tylko godziny sprzątania zmienię. Zosia była nieszczęśliwa, ale pogodziła się, bo jedzie z nią chłopak w którym się podkochuje.
Pan zgodził się, że będę przychodzić trzy razy w tygodniu, poniedziałki, czwartki i soboty. Będą to też godziny popołudniowe. Mówi, że teraz będziemy się częściej widywać, bo już będzie w domu, kiedy będę przychodziła. Jedynie w poniedziałki go nie będzie.
I tak po praktyce biegnę sprzątać, mimo że jestem zmęczona. Chyba zauważył, że gonię resztami sił, bo zaproponował mi wolny czwartek. Ucieszyłam się i powiedziałam, że za to będę w soboty dłużej i wszystko będzie błyszczeć.
W poniedziałek śpieszę się, żeby zdążyć nim on przyjdzie, choć mówił, że wróci późno. Cała zgrzana, rozebrałam się do stanika i krótkich spodenek. Wzięłam też komórkę i słuchawki na uszy, słucham muzyki i podryguję w czasie sprzątania. Mam trochę innego ruchu niż na praktyce, gdzie głównie króluje łopata. I tak tańcząc i sprzątając nie zauważyłam, że on stoi przy drzwiach wejściowych, patrzy się na mnie i uśmiecha. Tak bardzo się zawstydziłam, że cała zrobiłam się czerwona. Jeszcze musiałam, taka półnaga przejść koło niego po bluzkę, co go jeszcze bardziej rozbawiło.
Jeśli takie widoki mogę oglądać we własnym domu, to będę częściej wracał wcześniej i śmieje się, a ja nie wiem, gdzie ze wstydu oczy podziać. On to widzi i mówi, że nie mam się czego wstydzić, bo mam piękne ciało. Kiedy odchodziłam zapytał, co robimy na praktyce. Powiedziałam, że robimy różne nasadzenia kwiatów i krzewów wokół rezydencji i innych domów, wg przygotowanego projektu. Czy pokazałabyś mi w niedzielę, gdzie już taki ogród ukończyliście? Mówię mu, że już mamy dwa ukończone. Jeden mój, drugi kolegi. Zostało nam jeszcze cztery, bo jest nas szóstka tutaj na praktyce. I każdy musi taki projekt zrobić? Tak, bo według niego będziemy oceniani. O której moglibyśmy tam podjechać? Mogę być gotowa o czternastej. To dobrze, bo dłużej pośpię, śmieje się.
Ubrałam się w trochę lepsze rzeczy, bo niedziela. Zmieniłam też uczesanie, odsłaniając więcej twarzy. Kiedy wyszłam przed akademik, on już czekał oparty o samochód. Najpierw zobaczyliśmy projekt kolegi, a później mój. Stwierdził, że za bardzo się na tym nie zna, ale bardziej podoba mu się mój. Nie wróciliśmy od razu do akademika, bo chce mi coś pokazać. Jechaliśmy jeszcze około dwudziestu minut i jesteśmy przed domem, który jest prawie na ukończeniu. Weszliśmy na posesję i pyta, czy tutaj zagospodarowałabym teren wokół domu. Pochodziłam wokół, zrobiłam kilka zdjęć i powiedziałam, że zrobię projekt, ale muszę tutaj przyjechać jeszcze raz, żeby zrobić pomiary, bo z samych zdjęć nie da się zrobić projektu. To może w następną niedzielę się tutaj udamy? Chyba, że poświęcam czas komu innemu. Uśmiechnęłam się, bo zorientowałam się o czym myśli, ale mówię mu, że też o czternastej możemy jechać. Wypożyczyłam sobie urządzenie laserowe z uczelni i już jedziemy. Wyciągnęłam blok, laser, już mierzę, i robię plan. Pytam tylko, czy ma być plac zabaw dla dzieci lub inne budowle. Mówi, żeby na razie sam dom obsadzić. Nie planuję dzieci, bo nie mam na to czasu, no i kobiety też nie mam. Coraz więcej dowiaduje się o nim, choć ta wiedza do niczego nie jest mi w tej chwili potrzebna. Tym razem nie spieszył się, tylko zaprosił mnie na kawę i ciastka. Posiedzieliśmy chyba ze dwie godziny. Wówczas przyznałam się, że uczelnia wysłała mnie na praktykę do Holandii, ale z niej zrezygnowałam. Nie powiedziałam mu z jakiego powodu. Mówi, że z jednej strony to błąd, iż nie skorzystałam z holenderskiej praktyki, a z drugiej cieszy się, bo przez miesiąc, to na kurzu mógłby się przewracać i zaczął się śmiać. Opiekun roku powiedział mi, że jeśli nadal będę mieć takie oceny, to wyślą mnie na drugi rok do Holandii. Więc nic straconego. Aha! Pomyślał, to druga prymuska po bracie. Zdolne dzieci. Odwiózł mnie do akademika i powiedział, żebym nie zapomniała o poniedziałku i zaczął się śmiać, a ja znów jestem w pąsach, bo wiedziałam o czym myśli. Na szczęście w ten poniedziałek nie widzieliśmy się, bo zdążyłam wcześniej wyjść, nim on wrócił. Za to w sobotę znów cały czas był i też robił kanapki, a później zaprosił mnie na obiad. Nie chciałam iść, bo muszę wziąć kąpiel i przebrać się. Mówi, że poczeka pod akademikiem. Pojechaliśmy za miasto, do takiej przydrożnej restauracji, bo tutaj jest dobre jedzenie. Później nie mówiąc mi o tym podjechaliśmy do ogrodu botanicznego w Powsinie. Wiedział, że lubię być wśród kwiatów, ponieważ taki zawód obrałam. Byliśmy tam długo. Słuchał, co mu opowiadałam o kwiatach i krzewach, same ciekawostki, bo jak mówi na kwiatach się za bardzo nie zna, ale podobają mu się.
Jeszcze kilka niedziel spędziliśmy razem jeżdżąc do różnych miejscowości podmiejskich, by tam oglądać wiejskie ogródki, które też bardzo mi się podobają. Mają inny charakter, ale równie piękne, choć trochę w nich chaosu. Ostatnio, kiedy mnie odwiózł, powiedział, że lubi moje towarzystwo, bo jestem radosna, jak te kwiaty w ogrodzie. Dobre porównanie, bo będąc wśród kwiatów sami stajemy się radośni.
Jest maj i coraz bardziej upalnie. Pytam pana w sobotę, czy dłużej posiedzi w poniedziałek w pracy. On mówi, że tak bo jedzie w teren. Cieszę się, bo będę mieć swobodę w jego mieszkaniu. Tym razem włączyłam muzykę w radiu, a że jest gorąco, też jestem w szortach i biustonoszu. Sprzątam i tańczę, a on stoi przy drzwiach oparty o framugę i patrzy się. Nie przypuszczałam, że wróci szybko, więc nie zwracałam uwagi na drzwi. Jeszcze sobie nuciłam pod nosem. Gdyby się nie poruszył, to nie zauważyłabym go. Tym razem bluzkę miałam pod ręką, więc szybko się ubrałam. Wiedziałem dlaczego pytasz, czy długo będę w pracy w poniedziałek. Nie okłamałem cię, bo byłem w terenie, ale negocjacje szybciej się skończyły, niż przewidywałem i oto jestem. Podszedł do mnie, objął mnie i zaczął namiętnie całować i przytulać, też odpowiedziałam tym samym i wtedy zaczęłam drżeć. Nie wiem, co się ze mną dzieje. On to czuje i jeszcze mocniej mnie przyciska do siebie i zachłannie całuje. Było to cudowne, ale przecież jestem w pracy, opamiętałam się i przeprosiłam, że muszę już iść. Nie wiedziałam czy iść w sobotę do niego, czy nie. Muszę iść, chociażby po to, żeby mu powiedzieć, że już nie będę przychodzić, ale gdy weszłam, to tak się ucieszył, że nie miałam odwagi go zostawić z tym sprzątaniem. Mówi, że dzisiaj darujemy sobie sprzątanie, bo jedziemy oglądać kwiaty na łące. I co mam robić? Jadę oglądać, bo to silniejsze ode mnie. Pochodziliśmy trochę po łące, poznał nazwy kwiatów łąkowych, kilka zerwał, by mi wręczyć i podeszliśmy do samochodu. Myślałam, że pojedziemy, a on wyciągnął koc, koszyk z jedzeniem i piciem.
Siedzimy w cieniu drzew, na całkowitym odludziu i zajadamy się kanapkami, które wcześniej zrobił. Siedzimy dosyć długo, rozmawiamy o studiach i praktyce. Pyta jaką ocenę dostałam za projekt. Mówię mu, że najwyższą, on twierdzi, że tak myślał. I tak gawędzimy, ale cały czas głaszcze moje plecy. W końcu obejmuje mnie wpół i namiętnie się całujemy. Nawet nie wiem, kiedy położyliśmy się na kocu. To dla mnie niebezpieczne, bo już nie panuję nad sobą, a on nad sobą chyba też nie. I tak pod gołym niebem kochamy się po raz pierwszy. Później przytulił mnie do siebie i tak zasnęliśmy. Ja obudziłam się pierwsza, ubrałam się, za chwilę on się przeciągnął i powiedział, że to było cudowne. Zarówno ja, jak i on oczekujemy sobót, bo wówczas mamy więcej wolnego czasu i wtedy miłość u nas kwitnie. Mam sesję egzaminacyjną, to dał mi spokój, ale w lipcu, jeszcze zostałam dla niego, bo chyba jestem w nim zakochana. On też mi o tym mówi i na miłosnych sobotach zleciał nam lipiec. Pod koniec lipca zorientowałam się, że jestem w ciąży. Zapytałam go, czy nadal nie chce mieć dzieci. Tak, bo nie mam na to czasu. Odwiózł mnie do akademika, a na drugi dzień bez słowa wyjechałam. Nie mam tutaj co robić, nie mogę się zdradzić, że jestem w ciąży. Nie wiem, jak zareagowałby na wiadomość o niej. Muszę w spokoju urodzić to dziecko, zresztą i tak by mnie porzucił, gdyby się dowiedział o ciąży. Nie musi wiedzieć, że zostanie ojcem. Niech się cieszy wolnością, może sobie dam jakoś radę. Pod koniec września pojadę na uczelnię wziąć sobie urlop dziekański.
Przyznałam się w domu bratu, że jestem w ciąży, ale ojciec dziecka nie chce mieć dzieci, bo nie ma na to czasu, więc nie powiedziałam mu, że zostanie ojcem. Wolałam ja go porzucić, niż żeby to on zrobił, gdyby usłyszał, że zostanie ojcem. Nie chciałam usłyszeć, że byłam dla niego tylko zabawką. Brat mówi, żebym się niczym nie martwiła, bo pomoże mi finansowo, a i dzieckiem też będzie się zajmował, bo lubi dzieci. Powiedzmy też rodzicom, niech się cieszą, że zostaną dziadkami. Nie ty jedna będziesz wychowywać samotnie dziecko. Na studia wrócisz, gdy wszystko tutaj poukładamy. Może przeniesiesz się na zaoczne bliżej domu? Przemyślę to i pewne tak zrobię, bo nie chcę wracać do tamtego miasta. I niczym się nie martw, żeby dziecko było zdrowe. Rodzice, kiedy się dowiedzieli cieszą się, że zostaną dziadkami. Szkoda im tylko dziecka, że nie będzie miało pełnej rodziny, ale teraz są inne czasy, więc nie będzie wytykane, że pozamałżeńskie. I tak dotrwałam do końca września. Pojechałam na uczelnię załatwić urlop i spotkałam się z Zosią. Jest szczęśliwa, bo są parą z chłopakiem, w którym się podkochiwała i planują ślub. Cieszy się, że już przyjechałam, bo tyle mi naopowiada czego nauczyła się w Holandii. Mówię jej, że wzięłam sobie urlop dziekański, ale nie wydusiła ze mnie dlaczego. Pojechałam do domu smutna, że tak się dla mnie skończyła ta miłość. Siedzę w domu i pomagam mamie, a jestem już co raz grubsza. Brat się ze mnie śmieje, że robię się okrągła, jak kulka. Chce mnie trochę rozśmieszyć, bo widzi, że jestem przygnębiona. Nie smuć się. Bo chcę mieć siostrzeńca lub siostrzenicę radosną. Rodzice też mnie od czarnych myśli odciągają.
Od Zosi dostałam zaproszenie na ślub, napisała też list, że ciągle się o ciebie pyta twój pracodawca Grzegorz Dobrzański. Żartuję sobie z niego, że pewnie zarósł brudem. Czy podać mu twój adres? bo chciał się z tobą skontaktować. Odpisałam bardzo szybko, że nie mogę uczestniczyć w twoim ślubie z przyczyn rodzinnych, a adresu mojego nikomu nie podawaj, przecież na odległość i tak nie da się sprzątać. Życzyłam Zosi szczęścia, bo zasługuje na niego.
Po Nowym Roku dostałam list od Zosi. Cieszy się, bo będą mieli potomka. Jeszcze nie wiedzą co, ale mąż nie może się doczekać. Znowu był Dobrzański pytać o ciebie, ale powiedziałam mu, że nie wiem gdzie jesteś. Może pojechałaś z bratem do Anglii do pracy. Tak mu sugerowałam, żeby dał ci spokój, skoro nie chcesz mieć z nim kontaktów.
Dzisiaj pojechałam na badania do lekarza, powiedział mi, że będę mieć córeczkę. Brat się bardzo cieszy, bo chciał mieć siostrzenicę, a rodzicom było obojętne co, bo kochać będą dziecko, a nie płeć. Już zaczęłam kupować ubranka dla córeńki, brat daje mi pieniądze, które zarabia na korepetycjach, a rodzice mnie utrzymują. Kiedy pójdę do pracy, to wszystko im zwrócę.
Zbliża się marzec, w każdej chwili mogę pojechać do szpitala rodzić, więc mam wszystko przygotowane. I tak, jak przewidywałam urodziłam córeczkę dwa tygodnie wcześniej, ale jest duża i dobrze rozwinięta. Cieszę się nią, bo jest ładna. Całkiem podobna do Grzegorza, jedynie ma blond włosy, jak moje tylko nie całkiem proste, a lekkie loki.
Kiedy wróciłam do domu, to rodzice byli tacy uszczęśliwieni małą istotką, którą przywiozłam w zawiniątku. Jest taka spokojna, śpi dużo i rośnie. Buzia już się jej wygładziła i jest piękna. Mnie się podoba, bo to moja córka, ale brat i rodzice też są nią zachwyceni. Brat kupił wózek i już jeździ z nią na spacery, a dziadek ciągle zagłada do wózka.
Jest początek czerwca, siedzimy z Oleńką przed domem. Brat ja huśta w wózku, a ja haftuje jej sukienkę. Podjeżdża pod dom samochód i wysiada Grzegorz. Skąd wziął mój adres? Ja o mało z krzesła nie spadłam. Podszedł do mnie i przywitał się, a na brata wskazał i zapytał, czy to mąż? Nie, to mój brat odpowiedziałam. To jego dziecko? Nie, to moje dziecko. Wyszłaś za mąż? Nie, nie wyszłam. Szybko się pocieszyłaś innym! Nie pocieszyłam się, bo to twoje dziecko. Grzegorz zbladł i chyba mu mowę odjęło. Widzę, co się z nim dzieje, to powiedziałam mu, żeby się nie martwił, bo sama wychowam, to dziecko. Wiem, że nie chciałeś mieć dzieci, a że się przydarzyło, więc nie będę cię nim obarczała. Brat zostawił wózek i poszedł byśmy sami porozmawiali. Oleńka zaczęła płakać, więc wyciągnęłam ją z wózka i idę do domu. Mówię, że muszę ją nakarmić i przewinąć, a do towarzystwa przyślę brata, o ile nie odjedziesz. Brat wyszedł i przez grzeczność towarzyszy ojcu dziecka. Wtedy Grzegorz zapytał, czy to syn czy córka. To córka Oleńka. Kto pomaga Aldonie finansowo? Ja i rodzice. Przecież pan studiuje. Tak, ale biorę korepetycje i daję jej na dziecko.
Zostawię dla niej pieniądze. Wiem, że ode mnie nie weźmie, ale chciałbym, żeby pan wziął. Ja też nie wezmę. Chce sobie pan kupić spokój sumienia? Wcale nie. Ja ją kocham, ale ona mi nie wybaczy, że powiedziałem, nie chcę dzieci, bo nie mam na to czasu, kiedy mnie o to pytała. Prawdopodobnie wtedy była już w ciąży. Dlatego zniknęła z mojego życia. No to niech pan rozwiąże problem po męsku. I poszedł do domu. Wyszła Aldona z Oleńką i trzyma ją na kolanach, a ona macha rączkami, jakby się nimi bawiła. Grzegorz podszedł do nich i patrzy na Oleńkę. Jaka ona piękna myśli w duchu, a do Aldony mówi, że ją kocha i chciałby, żeby za niego wyszła za mąż. A co z dzieckiem zrobię? Jak to co, pokocham ją, bo jest moja. Oleńka w tym czasie uśmiechnęła się do Grzegorza, jakby ucieszyła się, że będzie mieć tatę. Na widok uśmiechu dziecka serce mu podskoczyło z radości. Myśli, jak mogłem nie chcieć takiego skarbu? Ona będzie radością mojego życia. Daj mi ją potrzymać. Usiadł na krześle i wziął mała Oleńkę na kolana i wpatruje się w nią, jak w piękny obrazek, a ona co raz się do niego uśmiecha. Rodzice, gdy ją zobaczą, to od razu się w niej zakochają tak, jak ja.
Aldona wyszła z dzbankiem kawy i ciastem upieczonym przez mamę i postawiła na stole. Zabrała córkę i włożyła do wózka. Zjedz ciasta i napij się kawy, bo jesteś z drogi. Obiad będzie dopiero za półtorej godziny, o ile wcześniej nie odjedziesz. Nie odjadę, zostanę do wieczora. Po obiedzie pojechali z dzieckiem na spacer, nawet Grzegorz pchał wózek, a Aldona szła obok. Mała Oleńka nie spała, tylko słucha rodziców, jak rozmawiają i przygląda się Grzegorzowi, bo go dotąd nie widziała.
Grzegorz cały czas mówi o miłości i tęsknocie za Aldoną, ile czasu ją poszukiwał. Cały czas mówi o wielkiej miłości do niej i niech zapomni, że nie chciał mieć dzieci, bo dopóki się ich nie ma, to się plecie byle co. Ta malutka już mnie oczarowała swoim uśmiechem. Moi rodzice będą szczęśliwi, że mają wnuczkę. Im też gadałem, że nie chcę mieć dzieci. Jestem jedynakiem, wiec nie mają wnuków, dopiero Oleńka jest ich pierwszą wnuczką. To będzie ich skarb.
Pytam jeszcze raz, czy wyjdziesz za mnie? Jestem bez pierścionka, ale gdybym wiedział, że cię tu odnajdę, miałbym go ze sobą. Na drugą sobotę, kiedy miałem ci się oświadczyć, to już mnie porzuciłaś. Nie wiedziałem, co się stało i dlaczego nic nie powiedziałaś. Jeszcze się łudziłem, że w październiku pojawisz się na uczelni, czekałem na Zosię, ale ona powiedziała, że nie wie, gdzie jesteś. To skąd masz mój adres? Tego ci nie powiem, bo przysiągłem. Czy potrzebujesz czasu do namysłu, czy już dzisiaj mogę być szczęśliwy. Jeśli akceptujesz Oleńkę, to wyjdę za ciebie. Tak się ucieszył, że przy wszystkich gapiach ją uściskał. Ona się śmieje, że dajemy ludziom darmowe przedstawienie, ale opinia innych go nie interesuje. Pójdziesz jeszcze na studia, a dzieckiem zajmie się niania i mama, o ile będziesz chciała mieć teściową w domu. Grzegorz, ja nic o tobie nie wiem. Mogę już zacząć mówić. Jestem jedynakiem. Do szkoły podstawowej chodziłem na wsi, dopóki nie przenieśliśmy się do Poznania. Tam skończyłem szkołę średnią i studia. Jestem prawnikiem z wykształcenia i nigdy nie byłem żonaty. Chodziłem z dziewczyną, ale mnie coś w niej drażniło, to zerwałem z nią. Później umawiałem się z innymi, ale dopiero ciebie pokochałem. Czy ci to wystarczy? Wystarczy, daję ci rozgrzeszenie, bo tak pięknie się spowiadałeś. Grzegorz roześmiał się w głos, aż malutka się przebudziła. Muszę się nauczyć panować nad głosem, bo jeszcze wystraszę moją piękną córkę.
Gdy weszli do domu przywitał się z rodzicami Aldony i poprosił o rękę córki. Brat siedzący przy stole ucieszył się i pokazał Grzegorzowi kciuk do góry. Rodzice też szczęśliwi, że Aldona będzie mieć męża, a Oleńka tatę. Wracając do Poznania chciał ich wziąć od razu, ale Aldona musi załatwić kilka spraw urzędowych. Zostawił jej pieniądze, żeby miała na wszystko i odciążyła już rodziców i brata. Chciał bym was wziąć w następną niedzielę, ale jeśli to nie możliwe, to czy mogę przyjechać z rodzicami? Aldona nie ma nic przeciwko, a rodzice ich zapraszają, niech poznają wnuczkę. Przed odjazdem weszli do pokoju Aldony, maleńką Oleńkę pocałował w główkę i przytulił, a Aldonę o mało co nie zmiażdżył uściskiem i pocałunkami. Nie mógł się od niej oderwać i tak mu ciężko było od nich odjeżdżać. Odchodząc powiedział. Kocham was już obie i pojechał do Poznania. Teraz Aldona myśli o Grzegorzu, że nie chciał mieć dzieci, dopóki ich nie miał. Teraz już Oleńkę pokochał od pierwszego jej uśmiechu.
W tygodniu Aldona miała mnóstwo spraw do załatwienia. Robiła też zakupy, bo musi ładnie wyglądać dla Grzegorza i przyszłym teściom chce się podobać. Brat zajął się wysprzątaniem całego obejścia, a Aldona domu. W sobotę piekły z mamą ciasta na przywitanie gości. Poszła jeszcze do fryzjera, by podobać się Grzegorzowi i trochę się stresuje, bo będzie pod obstrzałem przyszłych teściów.
Przyjechali w niedzielę przed południem i po ogólnych powitaniach zaprosiliśmy ich na kawę i ciasto przed dom do altanki, bo tam śpi Oleńka. Zostawiliśmy jego rodziców z moimi, a sami poszliśmy do mojego pokoju, bo on już nie może się obejść bez moich pocałunków. Dostałam jeszcze pierścionek zaręczynowy. Rodzicom powiedziałem, że jesteśmy już zaręczeni. Gdy przyszliśmy do altanki, to Oleńka już była bawiona przez matkę Grzegorza, a ojciec się zachwycał jej urodą. Teraz Grzegorz podszedł, wziął Oleńkę na ręce i poszedł z nią do ogrodu. Ja zostałam z jego rodzicami i bratem, bo mama poszła z tatą gotować. Oni zawsze gotują razem mówi brat, co bardzo spodobało się teściowi, a ty przeganiałaś mnie z kuchni. Teściowa roześmiała się i mówi, bo mi ciasno było. Faktycznie ojciec Grzegorza, to rosły chłop i mocno zbudowany, to w małej kuchni trudno się było wyminąć.
Ojciec zaczął się śmiać z Grzegorza, że nie chciał mieć dzieci, dopóki mu się córka nie urodziła. Zobaczysz Aldona, że na jednym nie poprzestanie, bo wie że jedynakom jest źle samym. On tak mówił, a dla kogo dom wybudował i to taki duży? Przeprosiłam rodziców i poszłam szukać Grzegorza z dzieckiem. On mnie nie widzi, ale ja tak, widzę też jak przytula Oleńkę i całuje w główkę. On naprawdę w niej się zakochał. Ona nie śpi, tylko słucha jego głosu i macha rączkami. Podeszłam i mówię, że za chwilę będzie obiad, więc zjemy wspólnie. Chciałam wziąć Oleńkę na ręce, ale on mówi dość się już nabawiłaś, teraz moja kolej. Przyszliśmy do domu, Oleńka poszła spać, a my zjedliśmy wspólnie smaczny obiad, ugotowany przez rodziców. Po obiedzie wszyscy poszliśmy na spacer do ogrodów. Po drodze spotkani ludzie wszyscy nas pozdrawiają. Widać, że Wieciechowie są rodziną bardzo lubianą, co podoba się również rodzicom Grzegorza. Ogrody to tereny gminne, które przy pomocy Aldony i według jej projektu zostały zagospodarowane przez mieszkańców wsi. Tutaj są alejki, altanki i ławeczki. Wszędzie dużo kwiatów i krzewów. W czasie wolnym przychodzą sobie ludzie odpocząć wśród kwiatów, a wieczorem zakochani posiedzieć przy świetle księżyca. Na noc ogród jest zamykany, by pijaki nie robili sobie schadzek alkoholowych. W dzień też nie są wpuszczani, ci pod wpływem, bo zaraz zostają wyrzuceni. Mieszkańcy ściśle tego przestrzegają, bo sami składali się na kwiaty, krzewy i ławeczki i nie chcą, by oni je zniszczyli. Ogród największe powodzenie ma u matek z dziećmi, spacerują sobie z wózkami po alejkach, a trochę większe dzieci biegają koło nich i jest bezpiecznie, bo daleko od drogi. Gdy spotka się ich więcej, to często sobie porozmawiają o dzieciach, wymieniają się przepisami, a nawet jedna drugą uczy haftowania. Dzisiaj Aldona spaceruje z całą rodziną, narzeczonym i przyszłymi teściami. Grzegorz cały czas jedzie wózkiem i patrzy na Oleńkę, aż matka nie może uwierzyć, że tak się zmienił. Cieszy to Aldonę , bo widać, że nie chodzi mu tylko o mnie, ale i Oleńka zawładnęła jego sercem.
Już w następna sobotę Grzegorz przyjedzie po Aldonę i dziecko. Powie również rodzicom o terminie ślubu, żeby do nich przyjechali. Mimo nawału pracy Grzegorzowi i tak dłużył się tydzień. Chciałby mieć już obie dziewczyny u siebie. Jest piątek, a on jak na skrzydłach jedzie do nich, tak się stęsknił. Już nigdy nie będę sam.
Grzegorz już pakuje swoje dziewczyny, żegnają się z rodzicami, on podziękował bratu i rodzicom za opiekę nad Aldoną i Oleńką. Obiecał im, że kiedyś też pomoże, gdyby znaleźli się w trudnej sytuacji.
Już zabrał Aldonę i Oleńkę i wiezie do Poznania. Cieszy się, że już ma obie kobiety w domu. Do pomocy Aldonie przyjeżdża matka, a ojciec by się pobawić z wnuczką. Ona zaczyna gaworzyć, a śmieje się prawie cały czas szczególnie, gdy Grzegorz pojawi się przy łóżeczku, to aż podrzuca pupcią. Chce, żeby ją nosił, co robi bardzo chętnie. Ona dotyka brody i śmieje się, a on z nią i tacy radośni chodzą po domu. Przychodzą też mamę pocałować. Aldona wróciła na studia, jest na czwartym roku, a dzieckiem opiekuje się niania i teściowa.
Po ślubie, który odbędzie się w święta przeniosą się do nowego domu, bo tam rodzice mogą z nimi zamieszkać i opiekować wnuczką razem z nianią. Aldona obecnie dogląda prac wokół domu, wszelkich nasadzeń kwiatów i krzewów. Jest też plac zabaw dla dzieci, z czego najbardziej śmieje się Aldona, bo miało nie być, a teraz Grzegorz pilnuje, żeby był. W domu już wszystko wykończone. Dekoratorka wnętrz tylko urządza pomieszczenia. Grzegorz nie zapomniał o pokoiku dla dzieci. Tam szczególnie kładł nacisk, na odpowiednie urządzenie, żeby było ładnie i bezpiecznie.
Jestem bardzo szczęśliwa z Grzegorzem, powinnam podziękować osobie, która dała mój adres i mógł mnie odnaleźć, ale on nie zdradzi, kto mu dał. Sam to zrobię w twoim imieniu, śmieje się Grzegorz.
Rodzice z bratem przyjechali już na wigilię, którą urządziła teściowa, bo jak mówi Aldona nie ma czasu, bo studiuje. Teraz wszyscy mi pomagają i czuję się jak w raju.
Grzegorz po przyjściu z pracy myje ręce i zaraz bierze Oleńkę. Ona się tak cieszy, jak go widzi, że nawet na mnie tak nie reaguje. Teściowa się zaśmiewa z jej min, bo bardzo chce się przypodobać ojcu wie, że wtedy Grzegorz się bardzo śmieje. Ona ma już dziewięć miesięcy i próbuje chodzić, przy meblach już sama się przemieszcza, ale trzeba jej pilnować, by nie poleciała do tyłu. Jest coraz bardziej podobna do Grzegorza i on się tym cieszy. Tylko włosy ma blond lekko falujące, jak u Grzegorza. Grzegorz śmieje się, że nie mógłby wyprzeć się córki, bo sam widzi, jaka jest do niego podobna. Kiedy porównał ją ze swoim zdjęciem w tym samym wieku, kiedy też był blondynem, to tak jakbyśmy byli bliźniętami.
W drugi dzień świąt mamy ślub. Tylko najbliżsi będą z nami, a z przyjaciół Zosia z mężem i przyjaciel Grzegorza z żoną. Oni będą za świadków. Obiad i dalszą uroczystość będziemy mieć w restauracji blisko mieszkania, bo malutka zostanie z kimś w domu. Oleńka mówi już tata, a ja jestem zazdrosna. On przekazuje jej miłość ponad miarę i ona to czuje.
Dziadek Dobrzański też kocha bardzo wnuczkę, wszystko jej daje, co tylko chce. Bierze ją na kolana i śpiewa jej piosenki, a ona słucha. Grzegorz się śmieje, że jemu też śpiewał, ale artysty ze mnie nie zrobił. Babcia z dziadkiem Wieciechy są trochę smutni, bo wnuczka ich nie pamięta. Idzie do nich na ręce, ale nie okazuje tyle radości, co dziadkom Dobrzańskim. Marcel, brat Aldony ma u niej większe względy, bo też wyciąga do niego rączki, żeby ją nosił.
Niech się mama nie smuci, mówi Aldona, bo na wakacje przyjedziemy do was, to znów was pokocha.
Mam już sesję zimową i w zerowych terminach wszystko pozdawałam. Mogę się zająć córką razem z mężem, bo mam wolne. Jesteśmy oboje sami w domu i opiekujemy się Oleńką, bo Grzegorz wziął urlop. Mówi, że wreszcie ma swobodę we własnym domu. Biorą maleńką Olę ze sobą do lóżka, by pobaraszkowała z nami. A dokucza raz mnie, raz Grzegorzowi, bo sprawdza nam nos, uszy, oczy paluszkiem. Wypróbowała też zęby na Grzegorzu. Później idzie spać, to my figlujemy. Możemy się kochać za każdym razem, gdy Oleńka śpi, bo nikogo nie ma w domu. Dobrze, że wziąłem urlop, to nadrobimy trochę czasu spędzonego osobno.
Dzisiaj na uczelni przyznawane były praktyki, niestety muszę odmówić Holandię. Grzegorz mówi, że to jedyna okazja zdobyć praktykę w prestiżowej firmie i później w CV to będzie brane pod uwagę. To zostawię dziecko na cały miesiąc? Nie zostawisz, bo pojedziemy oboje z tobą. Znajdziemy sobie lokum blisko ciebie i będziesz z nami spać. Nie przepuszczę ci, ani jednego dnia, ani jednej nocy, a Oleńką potrafię się zająć przez pół dnia, a później będziemy razem. No dobrze, to się zgodzę, bo opiekun roku znów byłby zawiedziony. Nasza córeczka będzie miała prawie dwa latka, to damy radę, a tobie takie zaświadczenie przyda się na każdym kroku. Słowo Holandia zawsze kojarzy się z tulipanami i innymi kwiatami. Poza tym, tam będzie w tym czasie cieplej, niż w Polsce. To będą pierwsze wakacje dla naszej córeczki. Jeśliby w tym czasie była chora, to mama się nią zajmie, a później przylecimy do ciebie. Nie martw się na zapas, bo to ci nie służy. Cieszmy się na razie idącym latem w Polsce. Musimy pojechać do twoich rodziców i brata. Niech się nacieszą wnuczką, a ty rodziną. Nim nastąpi lato musimy się przenieść do nowego domu, a mieszkanie wynająć. Córeczka będzie się już bawić na placu zabaw. Postawimy tam tylko stolik i fotele, by można kawę wypić pilnując Oleńki. Oleńka. Dałaś jej takie piękne imię, że chętnie je wymawiam. Muszę jeszcze zmienić jej nazwisko z Wieciech na Dobrzańską. To odbywa się bez problemów, bo podałaś mnie jako ojca.
Oleńka się obudziła, a my zamiast zajmować się sobą, to przegadaliśmy ten czas i trzeba się nią zająć. Aldona wzięła ją na ręce, a ona wyciąga rączki do mnie. Tłumaczę Aldonie, że ona lubi być wysoko, bo więcej widzi. To przytyk do mojego wzrostu? Mój wzrost ci przeszkadza? Wcale nie mnie, tylko Oleńce. Mnie podobasz się taka, jaka jesteś. Pamiętasz, gdy tańczyłaś w samym biustonoszu i krótkich spodenkach, że słuchawkami na uszach, sprzątając? Musisz to kiedyś powtórzyć. Chyba wtedy się w tobie zakochałem. Jesteś taka zgrabna z pięknym biustem, a wszystko to ukrywasz pod workowatymi sukniami. Muszę ci je powyrzucać i nie waż się protestować, bo nie ustąpię. Chcesz być wyższa, to kup wysokie szpilki, ale ja i tak cię wolę na bosaka, jak wtedy tańczącą, bo oprócz tego, że masz zgrabne nogi, to masz piękne stopy.
Jestem już po letniej sesji i mam wszystko pozdawane. Grzegorz szuka czegoś w mojej torebce, pytam, co tam zgubił, a on się śmieje, że szuka indeksu. Nie mam go, bo zostawiłam na uczelni do wpisu na następny rok.
Chciałbym go oglądnąć, jak przyniesiesz. Nie wierzysz, że zdałam? Roześmiał się głośno i mówi, że chce zobaczyć średnią. To powiem ci od razu, że mam średnią pięć. Tak wysoko? nie do wiary. Nigdy takiej nie miałem w całym okresie moich studiów. Bo twoje studia były cięższe od moich. A twój brat jaką osiąga średnią? Też pięć. No widzisz? a on ma podwójne studia, więc nie mów, że moje były ciężkie. Moja pani architekt jest taka zdolna? Nie, tylko się dużo uczę. Przecież widzę , ile czasu poświęcasz na naukę. Ja się dużo więcej uczyłem, bo ty miałeś pamięciowe, a ja nie. U nas na uczelni żartujemy sobie, że wiedzę do głowy łopatę wrzucamy, bo to nasze podstawowe narzędzie pracy. Jak tylko przyniosę indeks, to zaraz ci go pokażę. Przeglądnę, jakie mieliście przedmioty, bo nie mam zielonego pojęcia, czego się tam uczyłaś. Tak, jak ja o twoich. Mój indeks leży w biurku, to możesz zaglądnąć. Nie muszę, bo ty mi powiesz czego się uczyłeś.
Pakujemy się, bo już jutro jedziemy z Oleńką do dziadków Wieciechów. To trzy godziny jazdy szybkiej, więc zobaczymy, jak to Oleńka będzie znosić. Możemy robić przerwy na jedzenie i krótki spacerek, wtedy wydłuży się jazda, ale nie będzie taka mecząca. Większość drogi pewnie prześpi. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy o których wiesz, że tam ich nie kupisz, a resztę tam dokupisz, a później zostawisz, bo może się jeszcze przydadzą i zaczął się śmiać.
Jesteśmy już w drodze dwie godziny, a Oleńka śpi, jak suseł. Grzegorz tylko zerka do tyłu i uśmiecha się. Widać, że jazda samochodem jej sprzyja, a cichy szum silnika ją uspokaja. Dojechaliśmy już do babci, a ona dalej śpi. Dopiero, gdy Aldona ją wyciąga, to się obudziła. Trochę zdezorientowana, ale Grzegorz wziął ją na ręce i tuli, żeby oswoiła się z otoczeniem. Nim weszliśmy do domu, to już do wszystkich się uśmiechała. Brat wziął ją na ręce i poszli oglądać małe króliki. Bardzo się jej podobały, jak odchodzili, to pokazywała paluszkiem. Weszli do domu, a ona ojcu pokazuje drzwi, żeby z nią poszedł. Poszedł, a ona pokazuje paluszkiem, gdzie mamy iść. I poszliśmy do małych królików. Tak się śmiała, kiedy podskakiwały. Wróciliśmy, bo rodzice podawali obiad. Chyba będzie się jej tutaj podobało, tyle różnych zwierzątek we wsi zobaczy po raz pierwszy. Pożegnałem się z nimi, ale tak trudno mi od nich odjeżdżać. Zostawiłem im komórkę na kartę i doładowałem do stu złotych, ale mogą jeszcze dokupić. Ja postaram się do nich dzwonić, żeby Aldona nie musiała doładowywać. Długo jeszcze stały na drodze i machały mi, a mnie tak serce boli, że ich nie będzie ze mną. Pojadę w następną niedzielę, żeby nie zapomniały o mnie. Zadzwonię w tygodniu, żeby dowiedzieć się co potrzebują, to kupię i dowiozę. Siedzę w domu sam, bo rodzice pojechali do siebie. Tak bardzo za żoną i córką tęsknię, że już dziś bym pojechał do nich. Niestety, jeśli chcę mieć urlop w październiku, by pojechać do Holandii, to muszę teraz pracować. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że mogę tak za nimi tęsknić, że już dziś bym tam pojechał. Chociaż za Aldoną bardzo tęskniłem, kiedy mnie porzuciła. Już nigdy nie będę się z nimi rozstawał. Na każde urlopy będziemy jeździć razem.
Oleńka szczęśliwa noszona przez wszystkich, a najwięcej przez brata. Wszystko jej pokazuje, czego w mieście nie zobaczy. Nauczyła się już chodzić po nierównym, lubi wspinać się na bramę, bo tam na drodze widzi gęsi, które idą na staw, a krzykliwe takie i ona im przedrzeźnia. One jej odpowiadają, jakby rozmawiały ze sobą. Słyszy co raz to inne odgłosy i pyta tylko co to? Ma mnóstwo wrażeń, ale dobry mocny sen na świeżym powietrzu, bo w dzień śpi w altance pod moskitierą. Nocą śpi z Aldoną na podwójnym łóżku, więc mają dużo miejsca. Rano wstaje i idzie do brata i budzi go. Czasem weźmie ją do łóżka i opowiada jej bajki. Bardzo lubi słuchać głosu brata.
Z babcią i z dziadkiem jeszcze się bardzo nie oswoiła, ale często się do nich uśmiecha. Już w środę do nich Grzegorz dzwoni, czy wszystko u nich dobrze. I co ma przywieźć. Aldona mówi, że wszystko mają, bo Marcel nas we wszystko zaopatruje.
Przyjadę do was już w piątek, tak za wami tęsknię. My też, chociaż Oleńka ciągle za Marcelem chodzi. Zrobił jej huśtawkę, na której najczęściej zasypia. Opowiada jej bajki, a ona go słucha, jakby rozumiała coś z tego. Mam dużą ulgę, bo on się nią głównie zajmuje. Grzegorz pomyślał, że musi coś Marcelowi kupić z wdzięczności, co robił dla nich nim je odszukałem. Poszedłem do sklepu z elektroniką i kupiłem mu laptopa, bo nie widziałem, żeby miał i jeszcze myszkę, bo lepiej się nią operuje. Jeśli w pobliżu jest Internet, to u nich też założą i będziemy mogli z Aldoną pogadać na Skype. Nie będę liczył ile wydałem, bo on mojemu dziecku nieba by przychylił.
Jestem już u rodziców Aldony, wszyscy wyszli witać się za mną, a Oleńka biegnie i woła tata, tata. Stęskniło się dziecko za mną, a ja za nią i Aldoną. Przywiozłem im dużo różnych smakołyków, które podała babcia Dobrzańska. Na końcu wyciągnąłem laptopa dla Marcela. Tak się ucieszył, że aż podskoczył z radości. Zaraz go zainstalowaliśmy, by sprawdzić czy dobrze chodzi. Cieszy się, że będzie mógł w domu pisać prace, a nie chodzić do kolegi, bo go to krępowało. Dobrze trafiłem z prezentem. Pytam o Internet, sąsiedzi mają, to bez problemów przeprowadzą do tego domu. Zostawiłem pieniądze Aldonie, żeby to załatwiła, bo my głównie będziemy z niego korzystać, gdy tutaj przyjedziemy, a Marcel niech ma prezent, bo swoją dobrocią zasłużył na niego. Jeszcze i tak mam dług wobec niego, bo wszystkie pieniądze, które zarobił na korepetycjach dawał Aldonie dla Oleńki. Po trochę będziemy mu zwracać, bo naraz by nie wziął.
Dodaj komentarz